-Widzisz!? Mówiłam?! Teraz otworzyły i będą udawać, że nic się nie stało!- krzyknęła pani Julanna, widząc otworzone na rościerz drzwi.
-Spokojnie Julianno, trzeba się najpierw dowiedzieć, co mają na swoje wytłumaczenie...- odrzekła Sara, spoglądając pytająco na dzieci.
-My... Ja...- jąkał Wojtek. Azusa zaśmiała się z zawstydzenia kolegi i niecierpliwie wyrwała:
-Wojtek otworzył moją spinką...- a potem widząc niedowierzające miny właścicielek wybuchła udawanym płaczem i wtuliła się w panią Sarę- Och proszę pani!- mówiła przez łzy- Tak strasznie się przestraszyłam!
-Już dobrze, dobrze dziecko, idź do toalety się umyć!- odpowiedziała kobieta, po czym, po odejściu dziewczynki zwróciła się do swoje przyjaciółki- Widzisz Julianno?!
-Ja i tak nie wierze tym.. tym...
-Nie przy dzieciach moja droga!!! I chyba najwyższa pora, żebyś zmieniła do nich swój stosunek! Chodź Wojtusiu! Zabierz rzeczy swoje i Azusy! Pora byście trafili do normalnych pokoi!
-Ta przybłęda?!- krzyknęła Julianna, nie mogac się powstrzymać- Ma trafić do pokoju z normalnymi dziećmi!?
-Takimi samymi jak i one!
-Przecież...- Wojtek nie słuchał dalej kłutni kobiet. Wykorzystując sytuację złapał plecak z kotkami oraz swoją torbe, w której miał kilka jabłek i bułeczek, skradzionych ze śniadania, oraz wymknął sie po cichu. Po chwili dobiegł do damskiej toalety, z której w tej samej chwili wyszła Azusa. Podał jej plecak i nic nie mówiąc wybiegli tylnym wyjściem. Kłopot jedynie był przy pani HErcie, która na dworzu właśnie rozwieszała pranie. Udało im się jednak przemknąć. Bez namysłu wbiegli do lasu. Nawet się nie oglądali. Wreszcie dobiegli do jakiejś chatki.
-Nie widzieliśmy jej tu wześniej...- powiedział Wojtek
-Nie ważne, na co czekasz?!- krzyknęła dziewczynka, wbiegając do opuszczonego domu. Nie wyglądał jednak, w środku, na tak opustoszały, jak od zewnątrz.Dzieci miały wrażenie, jakby jeszcze dziś ktoś go wyremontował i wysprzątał.
-To nie możliwe...- powiedziała Azusa przyglądając się drogocennym zdobieniom.
-Halo! Jest tu kto!?- krzyczał na darmo Wojtuś. Nikt się nie odzywał... Dom był opuszczony. Dzieci usiadły na wygodnej kanapie, a na dworzu zaczął zapadać zmrok.
-Tttrooochę zimno- odparła, trzęsąc się Amelka.
-Trzeba przynieść drewna irozpalić ten kominek- odrzekł chłopiec wskazując palcem, znajduący się przed nimi zdobiony złotem kominek.
-Nie możesz iść sa...m-dziewczynka nie zdążła dokończyć zdania, gdyż chłopca już nie było. Azusa westchnęła cięższko i usiadła na kanapie. Zaczęła rozmyślać nad tym wszystkim. Jak oni sobie dadzą radę? A może... Odnajdą jej rodziców? Tak bardzo marzyła, że oni ją kochają, że nie chcieli jej zostawić i że kiedyś się odnajdą, że jej rodice napewno ją chcą... Już nie będzie przybłędą... Ale czy ta kocica ma coś z nimi wspólnego? Co oznacza to imie... Amelia? Czemu właśnie ona rozmumie kotki i zostały one powierzone JEJ opiece?
-KOTKI!- przypomniała sobie dziewczynka i zerwała się na równe nogi- Przecież one siedzą w tym plecaku!!!- Wrzasneła i rzuciła się na plecak. Otworzyła go szybko i... Był pusty... Amelia zaczęła przekręcac go na lewą stronę... Rozglądała sie na około... Kotków nie było.... A może to był tylko piękny sen. Azusa uklęknęła na kolanach, trzymając w rączkach pusty plecak. Po poiczku spłynęła jej ogromna jak groch łza, za nią strumień następnych...
-Czemu płaczesz?- rozległ się za nią piskliwy głosik...
-Zniknęły- mówiął jeszcze bardziej szlochając...
-Kto?- kolejny cichy głosik... Azusa odwróciła się i ujrzała wszystkie 15 malutkich, czarnych kociątek... Zakryła twarz płacząc... Tym rzem były to łzy szczęścia...
Drzwi od domu się otworzyły i do pokoju wszedł wojtek z rękami pełnymi konarów i patyków. Wrzucił je do kominka, a reszte położył na dywanie, obok... W tej samej chwili zobaczył szlochającą dziewczynkę i chmarę czarnych kotków, wlepiających w nią swe ślepka.
-Azusa co ci?- spytał, podchodząc i smyrając jednego kotka po głowie, powodując tym jego "śmiech".
-Już dobrze...- odpowiedziała ocierajac łzy i przytulając mocno Bambo...
16 Czarnych Kotów
Byłeś na blogu?!
Skoro już zajrzałeś zostaw jakiś ślad! xD
Błagam napisz jakiś komentarz lub e-mail, mówiący, czy ci się podoba blog, czy nie, co mogłybyśmy zmienić, by było fajniej...
Pozdrowionka x3 Paulinka&Zuza
Błagam napisz jakiś komentarz lub e-mail, mówiący, czy ci się podoba blog, czy nie, co mogłybyśmy zmienić, by było fajniej...
Pozdrowionka x3 Paulinka&Zuza
piątek, 31 maja 2013
poniedziałek, 15 kwietnia 2013
13.Tylko Azusa je rozumie...
-Wow!!!- krzyknął Wojtek, nie wierząc własnym oczom- Skąd ty je masz?!
-Z tej krainy...
-?!
-No wiesz...
-?!
-Dobra, mniejsza o to, ważne, że je mam. Teraz musimy je jakoś nazwać... Jedyne co wiem, to to, że ten mały- powiedziała wskazując niebieskookie kociątko- ma na imię Bambo, powiedział mi to
-?! Albo to sen, albo mam halucynacje, albo to z tobą coś nie tak!- powiedział zmieszany chłopak
-Chcesz dalej się nad tym roztrwaniać, czy mi pomożesz?
-Ychy!- westchnął i usiadł obok Azusy- Jakim cudem on do cb coś powiedział?!
-No normalnie, zapytaj go o coś!
-Ok... No to może... Może ty go zapytaj
-Bambo puk puk...
-Kto tam?- spytał piskliwie kotek
-Widzisz?!- powiedziała rozpromieniona Amelka do Wojtka, lecz ten tylko spojrzał na nią jednoznacznie
-Co? Przecież powiedział!-krzyknęła
-Albo ty go na prawdę rozumiesz, albo mnie wkręcasz...
-Jak to?... Nie słyszałeś!?
-Azusa ten kot zamiauczał!!!
Dziewczynka spojrzała, lekko przerażona na Wojtka. Właśnie zrozumiała, że nikt inny, oprócz niej nie rozumie co mówią te zwierzęta. Z jednej strony w jej sercu pojawiła się ogromna radość. Poczuła się niezwykła... Z drugiej jednak strony przestraszyła się, ze coś jest z nią nie tak, a jeśli nie to inni, między innymi Wojtek, mogą tak myśleć.
-Ale ty mi wierzysz, prawda?- spytała drżącym głosem i spojrzała na Wojtka. Ten jednak nie zdążył nic powiedzieć, bo oboje usłyszeli wchodzenie po schodach. Amelka zerwała się i podważyła drzwi krzesłem, oraz zamknęła je na starą, zardzewiałą zasuwę, za pomocą szczotki.
-Chowaj je szybko!!!- krzyknęła do Wojtka a ten złapał za plecak i zaczął chować do niego niesforne kociaki...
-No szybciej, Wojtek!- popędzała go dziewczynka.
-Już, już...- odpowiedział Wojtek.
Do drzwi się ktoś zbliżał, po czym pociągnął za klamkę.
-Dzieci, otwórzcie te drzwi, natychmiast!
-Z tej krainy...
-?!
-No wiesz...
-?!
-Dobra, mniejsza o to, ważne, że je mam. Teraz musimy je jakoś nazwać... Jedyne co wiem, to to, że ten mały- powiedziała wskazując niebieskookie kociątko- ma na imię Bambo, powiedział mi to
-?! Albo to sen, albo mam halucynacje, albo to z tobą coś nie tak!- powiedział zmieszany chłopak
-Chcesz dalej się nad tym roztrwaniać, czy mi pomożesz?
-Ychy!- westchnął i usiadł obok Azusy- Jakim cudem on do cb coś powiedział?!
-No normalnie, zapytaj go o coś!
-Ok... No to może... Może ty go zapytaj
-Bambo puk puk...
-Kto tam?- spytał piskliwie kotek
-Widzisz?!- powiedziała rozpromieniona Amelka do Wojtka, lecz ten tylko spojrzał na nią jednoznacznie
-Co? Przecież powiedział!-krzyknęła
-Albo ty go na prawdę rozumiesz, albo mnie wkręcasz...
-Jak to?... Nie słyszałeś!?
-Azusa ten kot zamiauczał!!!
Dziewczynka spojrzała, lekko przerażona na Wojtka. Właśnie zrozumiała, że nikt inny, oprócz niej nie rozumie co mówią te zwierzęta. Z jednej strony w jej sercu pojawiła się ogromna radość. Poczuła się niezwykła... Z drugiej jednak strony przestraszyła się, ze coś jest z nią nie tak, a jeśli nie to inni, między innymi Wojtek, mogą tak myśleć.
-Ale ty mi wierzysz, prawda?- spytała drżącym głosem i spojrzała na Wojtka. Ten jednak nie zdążył nic powiedzieć, bo oboje usłyszeli wchodzenie po schodach. Amelka zerwała się i podważyła drzwi krzesłem, oraz zamknęła je na starą, zardzewiałą zasuwę, za pomocą szczotki.
-Chowaj je szybko!!!- krzyknęła do Wojtka a ten złapał za plecak i zaczął chować do niego niesforne kociaki...
-No szybciej, Wojtek!- popędzała go dziewczynka.
-Już, już...- odpowiedział Wojtek.
Do drzwi się ktoś zbliżał, po czym pociągnął za klamkę.
-Dzieci, otwórzcie te drzwi, natychmiast!
-Gdyż nie możemy, proszę pani, zacięło się, my tego nie zamykaliśmy, to sie samo zacięło, ratunku!- powiedziała płaczliwym głosem dziewczynka.
-Łotry, nie wierzę wam, co wy tam wyprawiacie, gorzko pożałujecie zamykania się w pokoju! Już ja wam pokaże!- krzyczała wściekła kobieta.
- Ależ proszę pani, my nie kłamiemy, po cóż mielibyśmy to robić?- powiedział równie płaczliwym głosem Wojtek, który jednocześnie próbował schować kotki.
Po chwili głosy umilkły.
-Chyba poszła...- stwierdziła szeptem Azusa.
-Ciekawe dokąd...
-No jak to dokąd? Poszła po kogoś, żeby drzwi otworzyć. Tak naprawdę myśli, że się zatrzasnęły.
-No i co teraz?- zapytał przeraźliwym głosem chłopiec.
-Nic, odsuniemy meble i powiemy, że... ty otworzyłeś drzwi moją spinką do włosów, masz, trzymaj.- powiedziała dziewczynka, wręczając chłopcu spinkę.
Po chwili dzieci usłyszały głosy.
-Te łotry się zamknęły w pokoju. Już ja się z nimi rozprawię...-krzyczała pani Julianna.
-Ależ moja droga, może naprawdę się zatrzasnęły. W końcu są już stare i mają do tego prawo. - uspokajała ją pani Sara.
Po chwili głosy umilkły.
-Chyba poszła...- stwierdziła szeptem Azusa.
-Ciekawe dokąd...
-No jak to dokąd? Poszła po kogoś, żeby drzwi otworzyć. Tak naprawdę myśli, że się zatrzasnęły.
-No i co teraz?- zapytał przeraźliwym głosem chłopiec.
-Nic, odsuniemy meble i powiemy, że... ty otworzyłeś drzwi moją spinką do włosów, masz, trzymaj.- powiedziała dziewczynka, wręczając chłopcu spinkę.
Po chwili dzieci usłyszały głosy.
-Te łotry się zamknęły w pokoju. Już ja się z nimi rozprawię...-krzyczała pani Julianna.
-Ależ moja droga, może naprawdę się zatrzasnęły. W końcu są już stare i mają do tego prawo. - uspokajała ją pani Sara.
czwartek, 10 stycznia 2013
12. "Od początku mówiłam prawdę" xD
Amelka po wyjściu lekarza natychmiast zbiegła do piwnicy. Zastała tam panią Juliannę i jakichś robotników.
-Proszę wynieść dokładnie wszystko!- poganiała ich kobieta- Azuso co ty tu robisz?-zapytała sympatycznie opiekunka
-Ja, no bo...
-Lekarz nie kazał ci leżeć w łóżku?!
-A no właśnie!- dziewczynka wpadła na pomysł!- Tylko, ze właśnie ja nie mogę usiedzieć w miejscu, tym bardziej, ze Wojtek ciągle mi dokucza i brzydko mówi!
-A co takiego mówi, jeśli można wiedzieć?
Azusa przybliżyła usta do ucha kobiety i coś wyszeptała.
-Co proszę?! Nie wolno się tak wyrażać o dziewczynkach! Już ja mu dam do wiwatu!- powiedziała i natychmiast wybiegła. Tym czasem panowie robotnicy zabrali się za wynoszenie gratów.
-Przepraszam...-powiedziała słodko Asusa
-Tak?- spytał jeden z mężczyzn
-Czy mogliby mi panowie powiedzieć dokąd wynosicie te rzeczy? Bo... Pani... Ludwiga przypomniała sobie, że w tej piwnicy stała stara skrzynia, bardzo jej potrzebna!
-I akurat ciebie, drobną dziewczyneczkę wysłała, by tą ogromną skrzynię odebrać?- zapytał uszczypliwie jeden z nich. Azusa mimo tego uśmiechnęła się od ucha do ucha i radośnie odpowiedziała
-Byłam pod ręką xD
-No dobrze, ale jak ty masz zamiar sama ją przynieść ze śmietnika?!
-Liczyłam, że mi panowie pomogą... Ale widzę, że jesteście zapracowani... To co byście powiedzieli na taki układ: ja wam pomogę wynieść resztę rzeczy, a wy mnie zaprowadzicie do skrzyni? Mam kilku kolegów, pomogą mi ją wnieść...- jak zaproponowała tak zrobili. Jeden z miłych panów robotników wskazał jej drogę i pochwalił za uprzejmość. Amelka dygnęła i gdy tylko straciła ich z zasięgu wzroku pobiegła do skrzyni. Miała mały problem z otworzeniem jej, więc zaczęła szukać w pobliżu czegoś, czym mogłaby sobie pomóc. Wreszcie znalazła zardzewiałe obcęgi. Złapała nimi mocno kłódkę i ścisnęła. W jednej chwili skrzynia się otworzyła i dziewczynce zaczęła płynąć krew z lewej rączki. Rana strasznie się paprała, w końcu obcęgi, którymi się skaleczyła były zardzewiałe. Nagle usłyszała znajomy głosik.
-Amelka??- dziewczynka spojrzała w dół i zauważyła Bambo. Ucieszyła się bardzo, lecz nadal kapały jej łzy, z powodu bólu, spowodowanego przez ranę.
-Co ci jest? Pokaż!- powiedział kotek, doskakując do rany. Bez namysłu zaczął ją lizać. Amelka odwróciła oczy, bała sie jeszcze większego zakażenia. W pewnym momencie poczuła brak bólu. Zerknęła na rączkę. Była ona całkiem zagojona, ani śladu po ranie.
-Lepiej?- zapytał Bambo a Azusa podniosła go i pocałowała a następnie zaczęła przytulać i łaskotać.
-Ej ja też chcę!- nagle dobiegł do nich drugi cieniutki głos ze skrzyni
-I ja też
-Ja!- dochodziło do nich coraz więcej głosów. Dziewczynka stanęła nad skrzynią, nadal trzymając kociątko na ręku. Spojrzała do skrzyni. To co w niej zobaczyła było dla niej tak radosne, że aż krzyknęła.
-Jak to możliwe!? 15 kociąt!!!
-Mówiłem, ze ci pomogę!- powiedział tajemniczo Bambo.
Azusa schowała wszystkie kociątka do dużego plecaka i poszła do domu dziecka. Bała się spotkania z którąś z pań i tego, ze któreś z kociąt powie coś w nieodpowiednim momencie. Na szczęście bezpiecznie udało jej się dojść na strych. Zastała tam Wojtka z panią Julianną, stojącą nad nim i pouczającą go jak nie wolno się zachowywać. Amelka zaśmiała się i usiadła na swoim łóżku, kładąc plecak obok siebie.
-Azuso, Wojtek chciałby ci coś powiedzieć!
-Tak, ja... Przepraszam- wymamrotał zdziwiony całą tą sytuacją a dziewczynka zaśmiała sie pod nosem
-Nic sie nie stało, już jest dobrze- dodała uśmiechając się od ucha do ucha
-No, to bądźcie grzeczni, ja muszę iść...- powiedziała właścicielka i wyszła, gdy tylko drzwi sie zamknęły Azusa zerwała sie i przytuliła chłopca.
-Przepraszam nie miałam wyboru, teraz ci udowodnię, że to miejsce było prawdziwe, że ja od początku mówiła prawdę!- wykrzyknęła i otworzyła plecak, z którego wyskoczyło 15 czarnych kociąt...
<CDN> xD
piątek, 4 stycznia 2013
11. Kolejne przygody z kotkami i spotkanie z sympatycznym doktorem. :)
Amelka spojrzała z przerażeniem na pustą piwnicę. Przedtem było w niej pełno kotów, a teraz nie było żadnego. Dziewczynka usiadła na schodach i oparła sobie głowę na kolanach. Po policzku zaczęły spływać jej łzy. Wiedziała, że kotki uciekły...
-Nie płacz- usłyszała nagle cieniutki głosek. Spojrzała w dół. Przy jej nodze siedział Bambo i patrzył na nią swoimi wielkimi błękitnymi oczami. Otarła ręką łzy i spojrzała na kociątko.
-Jak to ty... mówisz?!
-A ty?- spytał koteczek
-No ja tak... Ale ty jesteś kociątkiem...
-Skoro ty możesz mówić to czemu się dziwisz, że ja też?!- spytał jakby obrażony. Dziewczynka przełknęła ślinkę.
-Masz racje...- powiedziała, sama w to nie wierząc i pogłaskała kotka- Dlaczego tylko ja o was wiem? Gdzie twoje rodzeństwo?
-To, że umiem mówić nie znaczy, że jestem niesamowity... A nie zaraz może trochę... A skąd ja mam wiedzieć?!
-Pomóż mi go szukać!- zdążyła powiedzieć Azusa i usłyszała kroki. Dziewczynka podniosła się natychmiast, zasłaniając nogą kotka.
-To ty tu robisz!?- krzyknęła na dziewczynkę pani Ludwiga- Może chcesz coś ukraść hę!? Marsz do pokoju!- Dodała kobieta i złapała Amelkę za rączkę, szarpiąc nią. Dziewczynka oburzyła się. Już chciała się postawić, gdy coś ją powstrzymało. W torbie, trzymanej przez właścicielkę coś się ruszało. Z boku wystawał z niej puchaty, czarny ogonek.
-Ja..Ja... Pprzepraszam?- wyjąkała, cały czas zerkając na granatową torbę
-Marsz do pokoju, jeśli nie chcesz mieć kłopotów!- wrzasnęła kobieta.
Dziewczynka nie wiedziała co robić, lecz za chwilę wpadła na wspaniały pomysł...
-Aaaaa... - krzyknęła płaczliwym i jednocześnie piskliwym głosikiem dziewczynka, upadając na schody i udając omdlenie.
Kobieta się przeraziła. Nie wiedziała co ma zrobić. Próbowała obudzić sprytnę panienkę, ale ta nie dawała znaku życia. Zostawiła więc torbę i pobiegła sprowadzić pomoc, nie zauważając nawet kotka Bambo, który wcześniej był schowany za dziewczynką. Kiedy dziewczynka spostrzegła, że jej nie ma, szybko otworzyła pakunek i wypuściła kociaczki, chowając je w ogromnej, nieużywanej skrzynii w piwnicy, aby nikt ich nie zauważył. Nagle usłyszała głosy, dobiegające z góry. Szybko opuściła piwnicę, nie domykając skrzynii i usiadła na schodach.
- Ach, panno Azuso, nic panience nie jest?- udawała przejętą przy pielęgniarce kobieta.
- Nie, chyba... nie... tylko bardzo mnie głowa boli i wszystko mi się w niej kręci... - sprytnie udawała osłabioną.
- Wygląda na to, że dziewczynka tylko zemdlała, ale juz jest wszystko w porządku. Jednak na wszelki wypadek, zadzwonimy po lekarza, aby ją dokładnie obejrzał. Niech pani odprowadzi panienkę do jej pokoju, a ja to uczynię.
Po godzinie w placówce zjawił się lekarz. Panna Ludwiga umieściła dziewczynkę w pokoju Rozali, aby nie wydało się, że dzieci śpią na strychu.
- Panienka wygląda już na całkiem zdrową. To było najprawdopodobniej zwykłe osłabienie organizmu - rzekł lekarz
- Ach, kamień spadł mi z serca. Bardzo się o nią martwiłam- rzekła kłamiąc.
-To ja już będę się zbierał.-powiedział mężczyzna.
Doktor już był przy drzwiach, gdy nagle Azusa zauważyła, że jeden z kotków wpadł do teczki panicza.
-Panie doktorze!- krzyknęła.
-Słucham, drogie dziecko.- odpowiedział poważnym głosem.
- Mógłby pan jeszcze chwilkę zostać?- zapytała panienka.
- Ależ po cóż, moje drogie dziecko, jesteś już zdrowa, nie widze takiej potrzeby.- odpowiedział spokojnie lekarz.
-Ale, ale... ja się przy panu lepiej czuję. Niech pan jeszcze zostanie, proszę. Wie pan jak tu się ciężko żyje. Żył pan kiedyś w... domu dziecka...- powiedziała rozczulająco Azusa i zmusiła się do płaczu.
-w takim razie... mogę jeszcze chwilkę tu pobyć...ale naprawdę chwilkę, ponieważ mój czas jest ograniczony- odpowiedział, po czym kichnął.
-Ach dziękuję, panie doktorze. Nawet nie wie pan ile to dla mnie znaczy...- rzekła zadowolona dziewczynka czująca ulgę.
Dziewczynka nic nie mówiła, tylko patrzyła się prosto w oczy lekarzowi. Ten chcąc przerwać niezręczną ciszę, rzekł:
-Jak masz na imię dziewczynko?
-Azusa, ale to imię wcale mi się nie podoba...- powiedziała nie spuszczając wzroku z mężczyzny.
-A jakie ci się podoba?
-Hmmm... niech pomyślę... Ania... Beata... Wiem! Amelka. To imię jest naprawdę śliczne. Jak będę dorosła i będę miała córkę, dam jej na imię Amelka i nigdy jej nikomu nie oddam, a szczególnie nie oddam jej do domu dziecka...- rzekła i westchnęła dziewczynka, po czym dodała:
- A pan jak ma na imię?
-Stanisław. Wiesz Azusa... bardzo dobrze cię rozumiem.- odparł mężczyzna
-Naprawdę? Pan?- rzekła dziewczynka, która cały czas myślała o tym jak wypuścić kociątko z teczki lekarza.
- Tak, w dzieciństwie sam mieszkałem w domu dziecka. Nigdy nie znałem moich rodziców.
- To zupełnie tak jak ja! A jak pan z niego uciekł? Bo ja próbowałam, ale jest to niezwykle skomplikowane.
-Nie uciekałem, tak nie wolno. W wieku 13 lat trafiłem do pewnej rodziny i z nimi spędziłem resztę życia. Na początku się bałem, ale później się bardzo cieszyłem, że dostąpiłem takiego przywileju...- opowiadał mężczyzna.
W tym momencie Azusa zrzuciła długopis pod nogi mężczyzny. Skoczyła z krzesła, złapała go, po czym zaczęła go szukać, udając, że nie może znaleźć.
-Pomoże mi pan?
- Ależ oczywiście.- mężczyzna schylił się i zaczął szukać długopisu pod stołem. Kiedy się odwrócił, panienka to wykorzystała i szybko wyciągnęła kotka, schowała go za siebie i powiedziała:
- Znalazłam. Proszę poczekać, zaraz wracam.
Dziewczynka pobiegła do piwnicy, aby wsadzić kotka do skrzyni, ale jej tam nie znalazła...
Po kotkach nie było śladu. Mała Azusa nie wiedziała co robić. W obawie przed tym, aby nikt jej nie znalazł, zostawiła kotka w zakamarku i udała się do pana Stasia.
-Przepraszam, musiałam na chwilę wyjść do łazienki.
-To ja już będę się zbierał.- rzekł lekarz podnosząc się i sięgając po torbę.
-Panie Stasiu!- krzyknęła dziewczynka do mężczyzny, gdy ten był już przy drzwiach.
-Słucham moje dziecko.
-Odwiedzi mnie pan jeszcze kiedyś?- spytała dziewczynka i wbiła wzrok w mężczyznę.
-Ależ odwiedzę. Na pewno cię odwiedzę, moje drogie dziecko. Kiedy tylko będziesz chciała.- mężczyzna odpowiedział, uśmiechnął się do panienki i wyszedł.
cdn... :)
-Nie płacz- usłyszała nagle cieniutki głosek. Spojrzała w dół. Przy jej nodze siedział Bambo i patrzył na nią swoimi wielkimi błękitnymi oczami. Otarła ręką łzy i spojrzała na kociątko.
-Jak to ty... mówisz?!
-A ty?- spytał koteczek
-No ja tak... Ale ty jesteś kociątkiem...
-Skoro ty możesz mówić to czemu się dziwisz, że ja też?!- spytał jakby obrażony. Dziewczynka przełknęła ślinkę.
-Masz racje...- powiedziała, sama w to nie wierząc i pogłaskała kotka- Dlaczego tylko ja o was wiem? Gdzie twoje rodzeństwo?
-To, że umiem mówić nie znaczy, że jestem niesamowity... A nie zaraz może trochę... A skąd ja mam wiedzieć?!
-Pomóż mi go szukać!- zdążyła powiedzieć Azusa i usłyszała kroki. Dziewczynka podniosła się natychmiast, zasłaniając nogą kotka.
-To ty tu robisz!?- krzyknęła na dziewczynkę pani Ludwiga- Może chcesz coś ukraść hę!? Marsz do pokoju!- Dodała kobieta i złapała Amelkę za rączkę, szarpiąc nią. Dziewczynka oburzyła się. Już chciała się postawić, gdy coś ją powstrzymało. W torbie, trzymanej przez właścicielkę coś się ruszało. Z boku wystawał z niej puchaty, czarny ogonek.
-Ja..Ja... Pprzepraszam?- wyjąkała, cały czas zerkając na granatową torbę
-Marsz do pokoju, jeśli nie chcesz mieć kłopotów!- wrzasnęła kobieta.
Dziewczynka nie wiedziała co robić, lecz za chwilę wpadła na wspaniały pomysł...
-Aaaaa... - krzyknęła płaczliwym i jednocześnie piskliwym głosikiem dziewczynka, upadając na schody i udając omdlenie.
Kobieta się przeraziła. Nie wiedziała co ma zrobić. Próbowała obudzić sprytnę panienkę, ale ta nie dawała znaku życia. Zostawiła więc torbę i pobiegła sprowadzić pomoc, nie zauważając nawet kotka Bambo, który wcześniej był schowany za dziewczynką. Kiedy dziewczynka spostrzegła, że jej nie ma, szybko otworzyła pakunek i wypuściła kociaczki, chowając je w ogromnej, nieużywanej skrzynii w piwnicy, aby nikt ich nie zauważył. Nagle usłyszała głosy, dobiegające z góry. Szybko opuściła piwnicę, nie domykając skrzynii i usiadła na schodach.
- Ach, panno Azuso, nic panience nie jest?- udawała przejętą przy pielęgniarce kobieta.
- Nie, chyba... nie... tylko bardzo mnie głowa boli i wszystko mi się w niej kręci... - sprytnie udawała osłabioną.
- Wygląda na to, że dziewczynka tylko zemdlała, ale juz jest wszystko w porządku. Jednak na wszelki wypadek, zadzwonimy po lekarza, aby ją dokładnie obejrzał. Niech pani odprowadzi panienkę do jej pokoju, a ja to uczynię.
Po godzinie w placówce zjawił się lekarz. Panna Ludwiga umieściła dziewczynkę w pokoju Rozali, aby nie wydało się, że dzieci śpią na strychu.
- Panienka wygląda już na całkiem zdrową. To było najprawdopodobniej zwykłe osłabienie organizmu - rzekł lekarz
- Ach, kamień spadł mi z serca. Bardzo się o nią martwiłam- rzekła kłamiąc.
-To ja już będę się zbierał.-powiedział mężczyzna.
Doktor już był przy drzwiach, gdy nagle Azusa zauważyła, że jeden z kotków wpadł do teczki panicza.
-Panie doktorze!- krzyknęła.
-Słucham, drogie dziecko.- odpowiedział poważnym głosem.
- Mógłby pan jeszcze chwilkę zostać?- zapytała panienka.
- Ależ po cóż, moje drogie dziecko, jesteś już zdrowa, nie widze takiej potrzeby.- odpowiedział spokojnie lekarz.
-Ale, ale... ja się przy panu lepiej czuję. Niech pan jeszcze zostanie, proszę. Wie pan jak tu się ciężko żyje. Żył pan kiedyś w... domu dziecka...- powiedziała rozczulająco Azusa i zmusiła się do płaczu.
-w takim razie... mogę jeszcze chwilkę tu pobyć...ale naprawdę chwilkę, ponieważ mój czas jest ograniczony- odpowiedział, po czym kichnął.
-Ach dziękuję, panie doktorze. Nawet nie wie pan ile to dla mnie znaczy...- rzekła zadowolona dziewczynka czująca ulgę.
Dziewczynka nic nie mówiła, tylko patrzyła się prosto w oczy lekarzowi. Ten chcąc przerwać niezręczną ciszę, rzekł:
-Jak masz na imię dziewczynko?
-Azusa, ale to imię wcale mi się nie podoba...- powiedziała nie spuszczając wzroku z mężczyzny.
-A jakie ci się podoba?
-Hmmm... niech pomyślę... Ania... Beata... Wiem! Amelka. To imię jest naprawdę śliczne. Jak będę dorosła i będę miała córkę, dam jej na imię Amelka i nigdy jej nikomu nie oddam, a szczególnie nie oddam jej do domu dziecka...- rzekła i westchnęła dziewczynka, po czym dodała:
- A pan jak ma na imię?
-Stanisław. Wiesz Azusa... bardzo dobrze cię rozumiem.- odparł mężczyzna
-Naprawdę? Pan?- rzekła dziewczynka, która cały czas myślała o tym jak wypuścić kociątko z teczki lekarza.
- Tak, w dzieciństwie sam mieszkałem w domu dziecka. Nigdy nie znałem moich rodziców.
- To zupełnie tak jak ja! A jak pan z niego uciekł? Bo ja próbowałam, ale jest to niezwykle skomplikowane.
-Nie uciekałem, tak nie wolno. W wieku 13 lat trafiłem do pewnej rodziny i z nimi spędziłem resztę życia. Na początku się bałem, ale później się bardzo cieszyłem, że dostąpiłem takiego przywileju...- opowiadał mężczyzna.
W tym momencie Azusa zrzuciła długopis pod nogi mężczyzny. Skoczyła z krzesła, złapała go, po czym zaczęła go szukać, udając, że nie może znaleźć.
-Pomoże mi pan?
- Ależ oczywiście.- mężczyzna schylił się i zaczął szukać długopisu pod stołem. Kiedy się odwrócił, panienka to wykorzystała i szybko wyciągnęła kotka, schowała go za siebie i powiedziała:
- Znalazłam. Proszę poczekać, zaraz wracam.
Dziewczynka pobiegła do piwnicy, aby wsadzić kotka do skrzyni, ale jej tam nie znalazła...
Po kotkach nie było śladu. Mała Azusa nie wiedziała co robić. W obawie przed tym, aby nikt jej nie znalazł, zostawiła kotka w zakamarku i udała się do pana Stasia.
-Przepraszam, musiałam na chwilę wyjść do łazienki.
-To ja już będę się zbierał.- rzekł lekarz podnosząc się i sięgając po torbę.
-Panie Stasiu!- krzyknęła dziewczynka do mężczyzny, gdy ten był już przy drzwiach.
-Słucham moje dziecko.
-Odwiedzi mnie pan jeszcze kiedyś?- spytała dziewczynka i wbiła wzrok w mężczyznę.
-Ależ odwiedzę. Na pewno cię odwiedzę, moje drogie dziecko. Kiedy tylko będziesz chciała.- mężczyzna odpowiedział, uśmiechnął się do panienki i wyszedł.
cdn... :)
poniedziałek, 31 grudnia 2012
10.Ponowne spotkanie z kotkami...
Po chwili panienka znalazła się z powrotem w pomieszczeniu, w którym zamknęła ich Herta.
- To nie możliwe! To nie tak!- krzyczała dziewczynka.- Co my tutaj znowu robimy?
- Jak to znowu?- zdziwił się Wojtek.
- Przed chwilą byliśmy na polanie, i ty mi uwierzyłeś, lecz potem znalazłam kartkę i...- nie dokończyła dziewczynka.- Szkoda moich słów, i tak mi nie uwierzysz...
Panience Cute zaczęły spływać łezki po policzkach.
-Ależ nie przejmuj się Azuso, ja ci wierzę- usłyszała cichutki, piskliwy głosik wydobywający się zza szafy.
Dziewczynka, od razu pobiegła w tamtą stronę. Gdy się podniosła, z kieszonki jej połatanej i za dużej bluzeczki wyleciała kartka. Ta sama, którą znalazła na polance.
- Widzisz, widzisz Wojtek... mam, znalazłam dowód!- wykrzyknęła uradowana Azusa.
- Białą kartkę papieru nazywasz dowodem?- roześmiał się Wojtek.
- Nie widzisz, tu jest napisane: "Opiekuj się nimi..."- powiedziała panienka
- Znowu ci się coś przyśniło i teraz mi wmawiasz, że jest tu cos napisane...- rzekł poirytowanym głosem Wojtek.
- Ja cie nie rozumiem... - ponownie rozpłakała się dziewczynka...
Po chwili otworzyły się drzwi i weszła panna Lodzia
-Łotry, kolacja! -krzyknęła.
Dzieci zerwały się na równe nogi i poszły za kobietą. Podczas kolacji panowała niezręczna cisza. Azusa cały czas myślała o tym co się wydarzyło i dziwiła się, dlacego Wojtek nie widział napisu. Nagle zauważyła czarne kociątko, które wyszło z kuchni i szło w stronę jadalni. Panienka, w obawie o bezpieczeństwo kotka krzyknęła:
-Mysz, mysz! Widziałam mysz!
Panna Herta zemdlała, panna Sara stanęła na stół i zaczęła piszczeć, a pani Sara i Julianna wpadły w panikę i wybiegły z jadalni. Kucharki latały z łyżkami, chochelkami i garnkami i próbowały ją złapać, natomiast dzieci chichotały się i rzucały jedzeniem, wykorzystując brak opieki. Dziewczynka wykorzystała zamieszanie i złapała kotka, po czym zaniosła go na dół do piwnicy. kiedy tam weszła, nie mogła uwierzyć własnym oczom. Na podłodze leżała 14 wtulonych w siebie, czarnych kociąt. Kiedy ją zobaczyły, zaczęły mruczeć i tulić się. Azusa ucieszyła się, że mogła je z powrotem zobaczyć.
- Zajmę się wami najlepiej jak będę potrafiła- szepnęła, po czym wyszła, zapominając o zamknięciu drzwi. Kiedy wróciła sytuacja została po części opanowana. Panna Sara krzyknęła:
-Dzieci, idźcie do swoich pokoi!
Wszyscy posłusznie opuścili jadalnię.
Nazajutrz, po śniadaniu, dzieci miały czas wolny. Azusa wyszła do toalety. Nagle zauważyła pannę Juliannę, niosącą kosz z praniem. Z pomiędzy ubrań wystawała mała, czarna, kocia główka. Panienka podbiegła do kobiety powiedziała:
- Ja muszę to wziąć...
- Ależ drogie dziecko, to jest moje zajęcie, idź do pokoju.
-Ale ja muszę bo... panna Lozia kazała mi odpokutować za to co zrobiłam i ja musze to wyprać, proszę niech mi to pani da.- rzekłą najszybciej jak umiała dziewczynka.
- W takim razie, proszę. Umyj jeszcze podłogę i wyszoruj łazienki. - odpowiedziała kobieta, ale tego dziewczynka już nie słyszała, ponieważ pobiegła w dół, do piwnicy, aby zanieść kotka. To był jednak dopiero początek jej przygód...
- To nie możliwe! To nie tak!- krzyczała dziewczynka.- Co my tutaj znowu robimy?
- Jak to znowu?- zdziwił się Wojtek.
- Przed chwilą byliśmy na polanie, i ty mi uwierzyłeś, lecz potem znalazłam kartkę i...- nie dokończyła dziewczynka.- Szkoda moich słów, i tak mi nie uwierzysz...
Panience Cute zaczęły spływać łezki po policzkach.
-Ależ nie przejmuj się Azuso, ja ci wierzę- usłyszała cichutki, piskliwy głosik wydobywający się zza szafy.
Dziewczynka, od razu pobiegła w tamtą stronę. Gdy się podniosła, z kieszonki jej połatanej i za dużej bluzeczki wyleciała kartka. Ta sama, którą znalazła na polance.
- Widzisz, widzisz Wojtek... mam, znalazłam dowód!- wykrzyknęła uradowana Azusa.
- Białą kartkę papieru nazywasz dowodem?- roześmiał się Wojtek.
- Nie widzisz, tu jest napisane: "Opiekuj się nimi..."- powiedziała panienka
- Znowu ci się coś przyśniło i teraz mi wmawiasz, że jest tu cos napisane...- rzekł poirytowanym głosem Wojtek.
- Ja cie nie rozumiem... - ponownie rozpłakała się dziewczynka...
Po chwili otworzyły się drzwi i weszła panna Lodzia
-Łotry, kolacja! -krzyknęła.
Dzieci zerwały się na równe nogi i poszły za kobietą. Podczas kolacji panowała niezręczna cisza. Azusa cały czas myślała o tym co się wydarzyło i dziwiła się, dlacego Wojtek nie widział napisu. Nagle zauważyła czarne kociątko, które wyszło z kuchni i szło w stronę jadalni. Panienka, w obawie o bezpieczeństwo kotka krzyknęła:
-Mysz, mysz! Widziałam mysz!
Panna Herta zemdlała, panna Sara stanęła na stół i zaczęła piszczeć, a pani Sara i Julianna wpadły w panikę i wybiegły z jadalni. Kucharki latały z łyżkami, chochelkami i garnkami i próbowały ją złapać, natomiast dzieci chichotały się i rzucały jedzeniem, wykorzystując brak opieki. Dziewczynka wykorzystała zamieszanie i złapała kotka, po czym zaniosła go na dół do piwnicy. kiedy tam weszła, nie mogła uwierzyć własnym oczom. Na podłodze leżała 14 wtulonych w siebie, czarnych kociąt. Kiedy ją zobaczyły, zaczęły mruczeć i tulić się. Azusa ucieszyła się, że mogła je z powrotem zobaczyć.
- Zajmę się wami najlepiej jak będę potrafiła- szepnęła, po czym wyszła, zapominając o zamknięciu drzwi. Kiedy wróciła sytuacja została po części opanowana. Panna Sara krzyknęła:
-Dzieci, idźcie do swoich pokoi!
Wszyscy posłusznie opuścili jadalnię.
Nazajutrz, po śniadaniu, dzieci miały czas wolny. Azusa wyszła do toalety. Nagle zauważyła pannę Juliannę, niosącą kosz z praniem. Z pomiędzy ubrań wystawała mała, czarna, kocia główka. Panienka podbiegła do kobiety powiedziała:
- Ja muszę to wziąć...
- Ależ drogie dziecko, to jest moje zajęcie, idź do pokoju.
-Ale ja muszę bo... panna Lozia kazała mi odpokutować za to co zrobiłam i ja musze to wyprać, proszę niech mi to pani da.- rzekłą najszybciej jak umiała dziewczynka.
- W takim razie, proszę. Umyj jeszcze podłogę i wyszoruj łazienki. - odpowiedziała kobieta, ale tego dziewczynka już nie słyszała, ponieważ pobiegła w dół, do piwnicy, aby zanieść kotka. To był jednak dopiero początek jej przygód...
sobota, 29 grudnia 2012
9. Straszna rzeczywistość i marzenia
Amelia podniosła ociężale powieki. Po raz pierwszy w jej króciutkim życiu poczuła cierpki ból głowy. Nagle usłyszała piskliwy, przeraźliwy głosik Wojtka.
-Azusa, żyjesz! Uciekaj!
Mała dziewczynka zerwała się natychmiast.
-"To nie możliwe! To nie mógł być sen! Ja czułam sierść tego kota! Przecież czułam jak mnie zdrapał!"- myślała. Nie zauważyła nawet biegnącej w jej stronę pani Lodzi i jakiegoś milicjanta. Natychmiast podnieśli oni dziewczynkę i brutalnie ustawili obok chłopca...
-To wszyscy uciekinierzy?- zapytał mężczyzna
-Owszem. Już ja wam pokażę łobuzy! Wiecie jak się o was martwiliśmy?!- skłamała pani Sara i mocno złapała Azusę na chudą rączkę, następnie poszarpała nią, co jak stwierdziła dziewczynka, było bardzo niedelikatne i mało odpowiednie.
Po powrocie do domu dziecka panna Lodzia kazała zamknąć dzieci w zimnym, źle urządzonym pokoju na strychu. Pomieszczenie to było zakurzone i ciemne, miało bowiem jedynie małe okienko, na dodatek wbudowane od strony północnej. Na samym środku pokoju ustawiona była stara wersalka, z wystającymi sprężynami. Tuż obok niej znajdowała się spróchniała komoda, pochodząca z lat dwudziestych. Rzeczy uciekinierów zostały rzucone na dwa, równolegle ustawione łóżka. Przykryte one były starymi prześcieradłami i wełnianymi, drapiącymi kocami. Azusa usiadła na kąciku swojego nowego łóżka.
-To niesprawiedliwe!- krzyknął Wojtek, szarpiąc się z panią Hertą, która dostała rozkaz zaprowadzenia dzieci na górę.
-Nic nie porace- powiedziała pani Herta sepleniąc- Un ordre... rozkac!
Następnie stara kobieta wyszła, zamykając dzieci na klucz. Chłopiec usiadł na kanapie zrozpaczony.
-A juz nam się prawie udało... Już uciekliśmy... Powinniśmy byli uciekać z miasta! Ach...- wyrzekł głośno, trochę do siebię, a trochę do dziewczynki i zakrył sobie dłońmi lice, opierając łokcie na kolanach
-Już je miałam...- powiedziała równie smutna Amelka- Ja na prawdę widziałam te koty! Ona do mnie mówiła! Mogłam poznać prawdę na temat mojej przeszłości... Może pomogłoby mi to znaleźć rodzinę... Moją rodzinę...- powiedziała smutno i po policzkach zaczęły jej kapać łzy, coraz szybciej i szybciej
-O czym ty gadasz?!
-O kotach! 16 czarnych kotów... To na pewno nie jest zbieg okoliczności...
-Przyśniło ci się! Co może one jeszcze do ciebie gadały?! Wpadłaś do rowu i zemdlałaś! Tyle!
-Nie prawda! Nie mów tak!- krzyknęła rozzłoszczona dziewczynka i wstała na równe nogi, zaciskając z nerwów piąstki
-Udowodnij!- krzyknął chłopiec reagując podobnie
-Jak chcesz!- krzyknęła panienka i podbiegła do drzwi. Próbowała je otworzyć- na marne, wrota bowiem zostały zamknięte. Dziewczynka zaczęła dotykać ścian palcami obu rąk i przykładać do nich ucho.
-Czego ty szukasz?- spytał chłopiec
-Dowodów!- powiedziała dziewczynka. Po pewnym jednak czasie opadła z sił i usiadła obok Wojtka. Złapała głęboki oddech
-Musi być jakieś wyjście- wyszeptała, mając ogromną nadzieję, na możliwość ucieczki.
Nagle dzieci usłyszały pukanie do drzwi. Oboje się zerwali i podbiegli do miejsca wydawanego odgłosu.
-Kto tam?- spytał Wojtek
-Rozalia, otwórzcie- usłyszeli szept
-Nie możemy, zamknęli nas, klucz ma pani Herta, uwolnij nas Róża!- powiedziała z zapałem Amelia. Panna Borek zbiegła szybko na dół, po krętych schodach. Już po godzinie wróciła do przyjaciół i otworzyła im wyjście. Azusa rzuciła się na szyję przyjaciółce.
-Dziękuje!- krzyknęła- Uratowałaś nas!
-Nie ma za co ale, ja chciałam tylko poży...- nie zdążyła dokończyć dziewczynka, bo jej koledzy zbiegli na dół. Później poszło im już jak spłatka, gdyż właścicielki zajęte były jedzeniem spóźnionego obiadu.
Amelka od razu zaczęła biec w stronę tajemniczego lasu.
-Gdzie ty idziesz?- spytał Wojtek- Przecież musimy uciekać. Z miasta!
-Muszę ci udowodnić!
-Już ci wieżę, choć już!
-Ale to moja szansa! Tylko tak odnajdę rodziców! Proszę...- powiedziała i spojrzała błagalnie na chłopaka
-No dobra, ale potem uciekamy...- wyrzekł młody panicz Okleciński i dzieci pobiegły w wybranym kierunku.
Amelka bez trudu trafiła do wcześniej odnalezionej polany. Wojtek patrzył na to miejsce jakby znalazł się w jakimś raju.
-Widzisz? Mówiłam?! Nie przyśniło mi się!- powiedziała panienka i podbiegła do drzewa, przy którym przedtem siedziała z kocicą i jej młodymi. Pod szerokimi gałęziami leżała malutka biała kartka:
"Opiekuj się nimi..."- napis był krótki.
Amelce zakręciło się w głowie. Nagle cały świat w okół niej zaczął wirować. Wojtek zniknął, zniknęło wszystko...
-Azusa, żyjesz! Uciekaj!
Mała dziewczynka zerwała się natychmiast.
-"To nie możliwe! To nie mógł być sen! Ja czułam sierść tego kota! Przecież czułam jak mnie zdrapał!"- myślała. Nie zauważyła nawet biegnącej w jej stronę pani Lodzi i jakiegoś milicjanta. Natychmiast podnieśli oni dziewczynkę i brutalnie ustawili obok chłopca...
-To wszyscy uciekinierzy?- zapytał mężczyzna
-Owszem. Już ja wam pokażę łobuzy! Wiecie jak się o was martwiliśmy?!- skłamała pani Sara i mocno złapała Azusę na chudą rączkę, następnie poszarpała nią, co jak stwierdziła dziewczynka, było bardzo niedelikatne i mało odpowiednie.
Po powrocie do domu dziecka panna Lodzia kazała zamknąć dzieci w zimnym, źle urządzonym pokoju na strychu. Pomieszczenie to było zakurzone i ciemne, miało bowiem jedynie małe okienko, na dodatek wbudowane od strony północnej. Na samym środku pokoju ustawiona była stara wersalka, z wystającymi sprężynami. Tuż obok niej znajdowała się spróchniała komoda, pochodząca z lat dwudziestych. Rzeczy uciekinierów zostały rzucone na dwa, równolegle ustawione łóżka. Przykryte one były starymi prześcieradłami i wełnianymi, drapiącymi kocami. Azusa usiadła na kąciku swojego nowego łóżka.
-To niesprawiedliwe!- krzyknął Wojtek, szarpiąc się z panią Hertą, która dostała rozkaz zaprowadzenia dzieci na górę.
-Nic nie porace- powiedziała pani Herta sepleniąc- Un ordre... rozkac!
Następnie stara kobieta wyszła, zamykając dzieci na klucz. Chłopiec usiadł na kanapie zrozpaczony.
-A juz nam się prawie udało... Już uciekliśmy... Powinniśmy byli uciekać z miasta! Ach...- wyrzekł głośno, trochę do siebię, a trochę do dziewczynki i zakrył sobie dłońmi lice, opierając łokcie na kolanach
-Już je miałam...- powiedziała równie smutna Amelka- Ja na prawdę widziałam te koty! Ona do mnie mówiła! Mogłam poznać prawdę na temat mojej przeszłości... Może pomogłoby mi to znaleźć rodzinę... Moją rodzinę...- powiedziała smutno i po policzkach zaczęły jej kapać łzy, coraz szybciej i szybciej
-O czym ty gadasz?!
-O kotach! 16 czarnych kotów... To na pewno nie jest zbieg okoliczności...
-Przyśniło ci się! Co może one jeszcze do ciebie gadały?! Wpadłaś do rowu i zemdlałaś! Tyle!
-Nie prawda! Nie mów tak!- krzyknęła rozzłoszczona dziewczynka i wstała na równe nogi, zaciskając z nerwów piąstki
-Udowodnij!- krzyknął chłopiec reagując podobnie
-Jak chcesz!- krzyknęła panienka i podbiegła do drzwi. Próbowała je otworzyć- na marne, wrota bowiem zostały zamknięte. Dziewczynka zaczęła dotykać ścian palcami obu rąk i przykładać do nich ucho.
-Czego ty szukasz?- spytał chłopiec
-Dowodów!- powiedziała dziewczynka. Po pewnym jednak czasie opadła z sił i usiadła obok Wojtka. Złapała głęboki oddech
-Musi być jakieś wyjście- wyszeptała, mając ogromną nadzieję, na możliwość ucieczki.
Nagle dzieci usłyszały pukanie do drzwi. Oboje się zerwali i podbiegli do miejsca wydawanego odgłosu.
-Kto tam?- spytał Wojtek
-Rozalia, otwórzcie- usłyszeli szept
-Nie możemy, zamknęli nas, klucz ma pani Herta, uwolnij nas Róża!- powiedziała z zapałem Amelia. Panna Borek zbiegła szybko na dół, po krętych schodach. Już po godzinie wróciła do przyjaciół i otworzyła im wyjście. Azusa rzuciła się na szyję przyjaciółce.
-Dziękuje!- krzyknęła- Uratowałaś nas!
-Nie ma za co ale, ja chciałam tylko poży...- nie zdążyła dokończyć dziewczynka, bo jej koledzy zbiegli na dół. Później poszło im już jak spłatka, gdyż właścicielki zajęte były jedzeniem spóźnionego obiadu.
Amelka od razu zaczęła biec w stronę tajemniczego lasu.
-Gdzie ty idziesz?- spytał Wojtek- Przecież musimy uciekać. Z miasta!
-Muszę ci udowodnić!
-Już ci wieżę, choć już!
-Ale to moja szansa! Tylko tak odnajdę rodziców! Proszę...- powiedziała i spojrzała błagalnie na chłopaka
-No dobra, ale potem uciekamy...- wyrzekł młody panicz Okleciński i dzieci pobiegły w wybranym kierunku.
Amelka bez trudu trafiła do wcześniej odnalezionej polany. Wojtek patrzył na to miejsce jakby znalazł się w jakimś raju.
-Widzisz? Mówiłam?! Nie przyśniło mi się!- powiedziała panienka i podbiegła do drzewa, przy którym przedtem siedziała z kocicą i jej młodymi. Pod szerokimi gałęziami leżała malutka biała kartka:
"Opiekuj się nimi..."- napis był krótki.
Amelce zakręciło się w głowie. Nagle cały świat w okół niej zaczął wirować. Wojtek zniknął, zniknęło wszystko...
niedziela, 18 listopada 2012
8.Przykre wspomnienia i promyk nadziei
Nagle uchyliło się malutkie,
opuchnięte oko Azusy. Już po chwili blask błękitu jej źrenic mógł w całości
pokazać się otaczającemu jej światu. Dziewczynka bowiem miała wielkie,
turkusowo- niebieskie oczy. Najbardziej zagorzały, krytyk piękna zachwyciłby się
ich cudownością. Jej gęste, ciemnoczekoladowe włosami opadały kaskadami na
czoło i twarz. Dziewczyna ogarnęła włosy i związała kawałkiem wstążki w
warkocz, wijący się aż do jej bioder. Bohaterka wstała. Spojrzała na horyzont,
na którym widać było ogrom otaczającego ją świata. Tuż po chwili spostrzegła,
że małe kociątko, znalezione ubiegłego wieczoru znikło.
-Wojtek!- zaczęła budzić ze
strachem i trwogą, chłopca
-Co się dzieje Azusa?- spytał zdziwiony
młody człowiek i zerwał się na równe nogi
-Gdzie jest kot…- nie dokończyła
tego krótkiego zdania, gdyż z tych samych krzaków, co ubiegłego dnia, wyskoczył
kotek. Nie był to jednak ten sam kotek co wczoraj. Tamten miał białe skarpetki
na przednich łapakach. Ten zaś był gładko czarny a jego oczęta przypominały
wyglądem oczy dziewczynki. Ich głęboka niebieskość wydzierała się do lasu i
przedzierała się do oczu dzieci.
-Kici kici…- dziewczynka zaczęła
nawoływać kotka i ukucnęła. Ten powoli podszedł do niej i zaczął się przytulać
do jej drobnych rączek. Dziewczynka spojrzała głęboko w jego oczęta. W pewnej
chwili uchylił on pyszczek i co komuś mogłoby się wydawać nierealne, wyszeptał
-Idź za mną!- dziewczynka nie
zdążyła nijak na to zareagować. Kotek szybko ruszył tam skąd przyszedł. Amelka
bez namysłu ruszyła za nim. Nie zdążyła nawet Wojtkowi powiedzieć, co się stało.
Już po chwili kotek zaczął biec, ciasną, krętą dróżką i wpadł do suchego
kanału. Azusa powoli zeszła po drabince i pogoniła za kociątkiem.
-Ej mały zaczekaj!- wołała na
marne, kotek zniknął, tak samo jak drabinka, po której zeszła, tak jakby ktoś ją
zabrał. Zrozpaczona dziewczynka zaczęła iść brudnym tunelem przed siebie. Niestety
nie było śladu po kotku ani jakim kol wiek innym żywym stworzeniu. Po kilku
godzinach drogi Amelia usiadła na ziemi i zaczęła cichutko łkać. Nagle zmorzył
ją ciężki sen. Spuściła bezwładnie główkę oraz rączki i cichutko zasnęła.
-Amelio!- usłyszała nagle
znajomy głos. Podniosła główkę. Azusa znajdowała się w jej spalonym niegdyś
domu. Przy cieplutkim kominku zobaczyła swoich rodziców, tulących mała,
zawiniętą w kołderkę dziewczynkę. Byli tacy szczęśliwi. Azusa znajdowała się
jakby w cieniu. Tak strasznie chciała być z tą rodziną, wyciągnęła błagalnie
wątłą rączkę i nagle ogień z kominka zaczął się rozrastać. Nagle pochłonął wszystko.
W pewnej chwili nastała ciemność. Głucha, czarna i pusta ciemność, nicość.
Amelia otworzyła oczy. To był tylko sen. Sen z przeszłości. Jakim cudem będąc
dzieckiem zarejestrowała tamte informacje? A może to ta kraina, która ją
otaczała ma z tym coś wspólnego? Może to ten mały kotek, którego głosik usłyszała?
Dziewczynka podniosła głowę i spojrzała przed siebie. Jej oczom ukazał się niezwykły krajobraz. Tuż
za wyjściem z tunelu była niezwykła kraina. Na drzewach siedziały czarne
wiewiórki. Po niebie latały mewy o popiołowym kolorze. Można było także
gdzieniegdzie dostrzec czarnego motyla. Mimo tego wszystko było przepiękne.
Słońce miało kolor różowo- złoty a woda płynąca z oceanu była srebrno-
amarantowa. Każde zwierze, które tam żyło miało ten sam kolor. Nagle Azusa
usłyszała znany, piskliwy głosik, z dołu.
-Na co czekasz?- spytał mały
kotek, który ją tu przyprowadził i pobiegł przed siebie. Amelia zaczęła go
gonić. Po chwili on się zatrzymał.
-Kim jesteś?- spytała spokojnie
dziewczyna, kociątko
-To ty nie wiesz?- zaśmiał się
czarny urwisek i po chwili z krzaków wyszła chmara czarnych kociąt. Amelka
usiadła po turecku na środku i ze spokojem zaczęła głaskać i brać na ręce każde
zwierzę. Mimo zdziwienia jakie ją ogarniało była szczęśliwa. Na jej twarzy
pojawił się uśmiech. Nie bała się tej dziwnej sytuacji, wręcz przeciwnie.
Marzyła by ta chwila trwała wiecznie.
Zaczęła bawić się z kociątkami i
każdemu z nich dawać imię. Najbardziej polubiła tego kotka, który ją tu
przyprowadził. Stwierdziła, że on najbardziej przypomina ją. Stale siedział sam
i rzadne kociątko nie bawiło się z nim. Nazwała go Bambo. Gdy tylko
wypowiedziała to słowo w krzakach coś szepnęło. Nie usłyszała ona tego szptu, a
możliwe, że po postu go nie zrozumiała? Był on chyba wypowiedziany w obcym jej
języku.
Jak na rozkaz każde kociątko
odeszło od Azusy i grzecznie usadziło się w rządku pod drzewem. Został tylko
Bambo, lecz i tak siedział on tylko w pewnej odległości od bohaterki. Nagle z
krzaków wyszła duża, czarna kocica.
-Witajcie moje dzieci!-
powiedziała do kociątek ocierając się o każde z nich.- Witaj Amelio!- odrzekła
do dziewczynki, lecz ta zdziwiła się, po raz kolejny słysząc to imię.
Dziewczynka siedziała odrętwiała i zdziwiona tą sytuacją. Już po chwili jednak
wszystko zrozumiała...
<CDN...>
sobota, 17 listopada 2012
7.Udało się!
Mała Azusa przemknęła się między pokojami.
-No dawaj Wojtek!- szepnęła widząc śpiącą panią Hertę
Młodziak szybko dobiegł do koleżanki i oboje wymknęli się z
domu dziecka. Przez pewien czas jeszcze biegli, aż schowali się za
najbliższym budynkiem.
-Udało nam się!- krzyknął chłopiec z radości i przytulił
dziewczynkę w euforii. Później oboje zawstydzeni oparli się o murek.
-No i co teraz?- spytała swoim piskliwym głosikiem Amelka.
-Znajdziemy jakiś opuszczony dom…
-I co dalej? Skąd weźmiemy jedzenie? Pieniądze?
Chłopiec zawstydzony spuścił oczy. Później jednak znowu
odżył pełen nadziei.
-Na pewno sobie poradzimy… Może…- zawahał się przez chwilkę-
Może nam się uda znaleźć naszych rodziców…
Nie było potrzeby nic odpowiadać. Ta jedna myśl zaczęła
szybko kiełkować w małej główce Azusa’y. Gdyby naprawdę znalazła swoich
rodziców! Gdyby mogli powiedzieć jej, że ją kochają, że przez przypadek trafiła
do tego strasznego domu dziecka! Ona tak bardzo w to wierzyła, że nic innego
nie mogło stać się ważniejsze od odnalezienia Państwa Cute.
-No to co? Idziemy?- dziewczynka zapytała z entuzjazmem i
dzieci ruszyły w dalszą drogę.
Dzieci powolnym krokiem poszły w stronę lasu, w którym bohaterkę napadł ryś. Mimo, iż była tu po raz pierwszy, miejce to wydawało jej się znajome.
-Trochę strasznie tu wchodzić, nie?- powiedziała półszeptem dziewczynka.
-Nie, nie ma czego się bać- odpowiedział drżącym głosem.
Dzieci pomału wchodziły do lasu. Po godzinie doszły do polanki. Pogoda była wiosenna. Tak jak na tę porę roku przystało słońce świeciło i było w miarę ciepło. Otoczenie i przyroda wokół wyglądały pięknie. Zwierzęta budziły się ze snu zimowego, a pierwsze pąki listków zakwitały na drzewach.
-Ale tu ładnie...- powiedział Wojtek.
-No, jak... z bajki...- rzekła Azusa.
-Trochę strasznie tu wchodzić, nie?- powiedziała półszeptem dziewczynka.
-Nie, nie ma czego się bać- odpowiedział drżącym głosem.
Dzieci pomału wchodziły do lasu. Po godzinie doszły do polanki. Pogoda była wiosenna. Tak jak na tę porę roku przystało słońce świeciło i było w miarę ciepło. Otoczenie i przyroda wokół wyglądały pięknie. Zwierzęta budziły się ze snu zimowego, a pierwsze pąki listków zakwitały na drzewach.
-Ale tu ładnie...- powiedział Wojtek.
-No, jak... z bajki...- rzekła Azusa.
Dzieci usiadły na polance i przez jakiś czas obserwowały przyrodę. Azusie bardzo podobał się śpiew ptaszków.
Nadszedł wieczór. Zrobiło się dosyć chłodno. Dzieci nie wiedziały co robić. Wojtek proponował nawet Azusie powrót do domu, ale ona, w nadziei znalezienia rodziców odrzuciła pomysł. Nagle zobaczyła, że coś się rusza w krzakach. Wojtek powiedział, że jej się na pewno przewidziało, ale ona postanowiła to sprawdzić. Delikatnie odsłoniła gałęzie z młodymi listkami i ujrzała śliczne, małe, czarne kociątko. Wygladało na przestraszone i zagubione, dlatego postanowiła je wziąć ze sobą. Pokazała je Wojtusiowi.
-Jakie śliczne- powiedział.
-Ale ciekawe gdzie jest jego mama...-odrzekła Azusa.
-No, ciekawe. Może jej poszukamy- zaproponował Wojtek.
-Dobrze, ale już nie dzisiaj, bo jest ciemno i chyba późno.
-Tylko ciekawe gdzie prześpimy noc?- zapytał Wojtek.
-No, ciekawe. Musimy chyba iść dalej i poszukać jakiegoś legowiska.
-Albo...Zostańmy tutaj! Nazbieramy suchych liści i gałęzi i rozpalimy ognisko. Przed wyjściem wsadziłem zapałki do kieszeni.
-Ognisko?! Jesteśmy... za mali..chyba...yyy...-dziewczynka nie wiedziała co powiedzieć, ponieważ ogień wydawał jej się tajemniczy i tak naprawdę nic o nim nie wiedziała, poza tym jak wygląda.
-Nie bój się. Już dużo razy widziałem jak robili to dorośli.Chodź, pozbieramy gałęzie.
Po godzinie gałęzie były nazbierane, jednak liści nie znaleźli, wiele, ponieważ była wiosna. Dzieci ułożyły kije i otoczyły je kamieniami. Wojtek zapalił zapałkę i pomału rozpalił ognisko.
-Udało się!- krzyknął uradowany.
Dzieci ogrzały się przy ognisku, a później zasnęły.
Nadszedł wieczór. Zrobiło się dosyć chłodno. Dzieci nie wiedziały co robić. Wojtek proponował nawet Azusie powrót do domu, ale ona, w nadziei znalezienia rodziców odrzuciła pomysł. Nagle zobaczyła, że coś się rusza w krzakach. Wojtek powiedział, że jej się na pewno przewidziało, ale ona postanowiła to sprawdzić. Delikatnie odsłoniła gałęzie z młodymi listkami i ujrzała śliczne, małe, czarne kociątko. Wygladało na przestraszone i zagubione, dlatego postanowiła je wziąć ze sobą. Pokazała je Wojtusiowi.
-Jakie śliczne- powiedział.
-Ale ciekawe gdzie jest jego mama...-odrzekła Azusa.
-No, ciekawe. Może jej poszukamy- zaproponował Wojtek.
-Dobrze, ale już nie dzisiaj, bo jest ciemno i chyba późno.
-Tylko ciekawe gdzie prześpimy noc?- zapytał Wojtek.
-No, ciekawe. Musimy chyba iść dalej i poszukać jakiegoś legowiska.
-Albo...Zostańmy tutaj! Nazbieramy suchych liści i gałęzi i rozpalimy ognisko. Przed wyjściem wsadziłem zapałki do kieszeni.
-Ognisko?! Jesteśmy... za mali..chyba...yyy...-dziewczynka nie wiedziała co powiedzieć, ponieważ ogień wydawał jej się tajemniczy i tak naprawdę nic o nim nie wiedziała, poza tym jak wygląda.
-Nie bój się. Już dużo razy widziałem jak robili to dorośli.Chodź, pozbieramy gałęzie.
Po godzinie gałęzie były nazbierane, jednak liści nie znaleźli, wiele, ponieważ była wiosna. Dzieci ułożyły kije i otoczyły je kamieniami. Wojtek zapalił zapałkę i pomału rozpalił ognisko.
-Udało się!- krzyknął uradowany.
Dzieci ogrzały się przy ognisku, a później zasnęły.
piątek, 9 listopada 2012
Ognisko i plany ucieczki^^
Azusa dorastała w placówce. Cały czas zastanawiała się jak tu trafiła. Nie wystarczały jej odpowiedzi typu "jak większość dzieci" czy "to jest nieważne". Wiedziała, że prawda jest inna, ale nie umiała znaleźć odpowiedzi na swoje pytania.
Kiedy dziewczynka ukończyła 6 rok życia zaczęła uczęszczać na zajęcia szkolne. Na jednaj z pierwszych lekcji, pani kazała narysować dzieciom cokolwiek chcą. Azusa narysowała pięknego, dużego motylka. Kiedy stała w kolejce by oddać rysunek, stanął przed nią chłopczyk, który narysował dzieci bawiące się przy ognisku. Jej uwage przykuł ogień, wydawało jej się, że go już kiedyś wcześniej gdzieć widziała, ale nie wiedziała gdzie. Zaciekawiona zapytała chłopca co to, na to on odpowiedział:
-Ogień, a co nie wiesz???
-Nie, to znaczy... yyy... tak...znaczy....-dziewczynka nie mogła się wysłowić.
-Hihi. Nie wie jak wygląda ogień... hihi podrzutek nie wie jak wygląda ogień!- krzyknął na tyle głośno, aby usłyszała pozostała część klasy. Pani krzyknęła na chłopca i kazała stanąć w kącie, a dziewczynkę skrzyczała i powiedziała, żeby nie prowokowała kolegów głupimi pytaniami. Azusa się rozpłakała, co jeszcze bardziej rozzłościło panią Ludwikę :
-Do kąta, w tej chwili, rozpieszczone dziewuszysko, już ja się tobą zajmę!!!- wykrzyczała.
Następnego dnia do domu dziecka przyjechał nowy, ośmio letni chłopiec. Został przydzielony do sąsiedniego pokoju. Po kilku dniach zaprzyjaźnił się z dziewczynką. Wojtek, bo tak miał na imię był miły i grzeczny oraz podobnie jak Azusa nie nawidził opiekunek pracujących w placówce, a szczególnie pani Ludwiki.
Jakiś czas później kobiety zorganizowały ognisko. Azusa nie mogła się doczekać, ponieważ była ciekawe jak w rzeczywistości wygląda. W końcu nadeszła ta długo wyczekiwana chwila. Jednak przed zbiórką chłopiec, u którego na rysunku widziała ogień zaczął się śmiać, żeby lepiej nie szła, bo się przestraszy. Wtedy w jej obronie stanął Wojtek. Powiedział, że to nie wina Azusy, że nigdy go nie widziała. Kłótnię zauważyła pani Ludwika. Nie zastanawiając się nawet chwilę, kazała iść całej trójce na górę. Pozwoliła zostać tylko chłopcu, który spowodował awanturę, ponieważ jej zdaniem nic nie mówił. Dziewczynka rozpłakała się, ponieważ marzyła o tym, żeby zobaczyć ogień. Na szczęściae było widać przez szybę. Kiedy obserwowała iskry ognia, kojarzył jej się z jakimś czarym, przyjaznym kotkiem i rodzicami. Nie wiedziała dlaczego, ale wstydziła się komukolwiek o tym powiedzieć. Nagle, kiedy tak rozmyślała, Wojtek wpadł na genialny pomysł.
-Ucieknijmy. Ucieknijmy stąd. Mamy okazję, ucieknijmy!- krzyczał.
-Faktycznie, to dobry pomysł, tylko, że później będą nas szukać, a jak znajdą, to pani Ludwika się mocno rozzłości.-odpowiedziała dziewczynka.
-Nie znajdą, już, ja się o to postaram.
-Tak, ty akurat. Ale w sumie... co nam szkodzi? Ucieknijmy i... znajdziemy porzuconą chatkę iw niej zamieszkamy...i będziemy mieć dużo kotów...najlepiej czarnych
-...i rudo-białych- dodał chłopiec.
CDN...
Kiedy dziewczynka ukończyła 6 rok życia zaczęła uczęszczać na zajęcia szkolne. Na jednaj z pierwszych lekcji, pani kazała narysować dzieciom cokolwiek chcą. Azusa narysowała pięknego, dużego motylka. Kiedy stała w kolejce by oddać rysunek, stanął przed nią chłopczyk, który narysował dzieci bawiące się przy ognisku. Jej uwage przykuł ogień, wydawało jej się, że go już kiedyś wcześniej gdzieć widziała, ale nie wiedziała gdzie. Zaciekawiona zapytała chłopca co to, na to on odpowiedział:
-Ogień, a co nie wiesz???
-Nie, to znaczy... yyy... tak...znaczy....-dziewczynka nie mogła się wysłowić.
-Hihi. Nie wie jak wygląda ogień... hihi podrzutek nie wie jak wygląda ogień!- krzyknął na tyle głośno, aby usłyszała pozostała część klasy. Pani krzyknęła na chłopca i kazała stanąć w kącie, a dziewczynkę skrzyczała i powiedziała, żeby nie prowokowała kolegów głupimi pytaniami. Azusa się rozpłakała, co jeszcze bardziej rozzłościło panią Ludwikę :
-Do kąta, w tej chwili, rozpieszczone dziewuszysko, już ja się tobą zajmę!!!- wykrzyczała.
Następnego dnia do domu dziecka przyjechał nowy, ośmio letni chłopiec. Został przydzielony do sąsiedniego pokoju. Po kilku dniach zaprzyjaźnił się z dziewczynką. Wojtek, bo tak miał na imię był miły i grzeczny oraz podobnie jak Azusa nie nawidził opiekunek pracujących w placówce, a szczególnie pani Ludwiki.
Jakiś czas później kobiety zorganizowały ognisko. Azusa nie mogła się doczekać, ponieważ była ciekawe jak w rzeczywistości wygląda. W końcu nadeszła ta długo wyczekiwana chwila. Jednak przed zbiórką chłopiec, u którego na rysunku widziała ogień zaczął się śmiać, żeby lepiej nie szła, bo się przestraszy. Wtedy w jej obronie stanął Wojtek. Powiedział, że to nie wina Azusy, że nigdy go nie widziała. Kłótnię zauważyła pani Ludwika. Nie zastanawiając się nawet chwilę, kazała iść całej trójce na górę. Pozwoliła zostać tylko chłopcu, który spowodował awanturę, ponieważ jej zdaniem nic nie mówił. Dziewczynka rozpłakała się, ponieważ marzyła o tym, żeby zobaczyć ogień. Na szczęściae było widać przez szybę. Kiedy obserwowała iskry ognia, kojarzył jej się z jakimś czarym, przyjaznym kotkiem i rodzicami. Nie wiedziała dlaczego, ale wstydziła się komukolwiek o tym powiedzieć. Nagle, kiedy tak rozmyślała, Wojtek wpadł na genialny pomysł.
-Ucieknijmy. Ucieknijmy stąd. Mamy okazję, ucieknijmy!- krzyczał.
-Faktycznie, to dobry pomysł, tylko, że później będą nas szukać, a jak znajdą, to pani Ludwika się mocno rozzłości.-odpowiedziała dziewczynka.
-Nie znajdą, już, ja się o to postaram.
-Tak, ty akurat. Ale w sumie... co nam szkodzi? Ucieknijmy i... znajdziemy porzuconą chatkę iw niej zamieszkamy...i będziemy mieć dużo kotów...najlepiej czarnych
-...i rudo-białych- dodał chłopiec.
Subskrybuj:
Posty (Atom)