
Nagle uchyliło się malutkie,
opuchnięte oko Azusy. Już po chwili blask błękitu jej źrenic mógł w całości
pokazać się otaczającemu jej światu. Dziewczynka bowiem miała wielkie,
turkusowo- niebieskie oczy. Najbardziej zagorzały, krytyk piękna zachwyciłby się
ich cudownością. Jej gęste, ciemnoczekoladowe włosami opadały kaskadami na
czoło i twarz. Dziewczyna ogarnęła włosy i związała kawałkiem wstążki w
warkocz, wijący się aż do jej bioder. Bohaterka wstała. Spojrzała na horyzont,
na którym widać było ogrom otaczającego ją świata. Tuż po chwili spostrzegła,
że małe kociątko, znalezione ubiegłego wieczoru znikło.
-Wojtek!- zaczęła budzić ze
strachem i trwogą, chłopca
-Co się dzieje Azusa?- spytał zdziwiony
młody człowiek i zerwał się na równe nogi
-Gdzie jest kot…- nie dokończyła
tego krótkiego zdania, gdyż z tych samych krzaków, co ubiegłego dnia, wyskoczył
kotek. Nie był to jednak ten sam kotek co wczoraj. Tamten miał białe skarpetki
na przednich łapakach. Ten zaś był gładko czarny a jego oczęta przypominały
wyglądem oczy dziewczynki. Ich głęboka niebieskość wydzierała się do lasu i
przedzierała się do oczu dzieci.
-Kici kici…- dziewczynka zaczęła
nawoływać kotka i ukucnęła. Ten powoli podszedł do niej i zaczął się przytulać
do jej drobnych rączek. Dziewczynka spojrzała głęboko w jego oczęta. W pewnej
chwili uchylił on pyszczek i co komuś mogłoby się wydawać nierealne, wyszeptał
-Idź za mną!- dziewczynka nie
zdążyła nijak na to zareagować. Kotek szybko ruszył tam skąd przyszedł. Amelka
bez namysłu ruszyła za nim. Nie zdążyła nawet Wojtkowi powiedzieć, co się stało.
Już po chwili kotek zaczął biec, ciasną, krętą dróżką i wpadł do suchego
kanału. Azusa powoli zeszła po drabince i pogoniła za kociątkiem.
-Ej mały zaczekaj!- wołała na
marne, kotek zniknął, tak samo jak drabinka, po której zeszła, tak jakby ktoś ją
zabrał. Zrozpaczona dziewczynka zaczęła iść brudnym tunelem przed siebie. Niestety
nie było śladu po kotku ani jakim kol wiek innym żywym stworzeniu. Po kilku
godzinach drogi Amelia usiadła na ziemi i zaczęła cichutko łkać. Nagle zmorzył
ją ciężki sen. Spuściła bezwładnie główkę oraz rączki i cichutko zasnęła.
-Amelio!- usłyszała nagle
znajomy głos. Podniosła główkę. Azusa znajdowała się w jej spalonym niegdyś
domu. Przy cieplutkim kominku zobaczyła swoich rodziców, tulących mała,
zawiniętą w kołderkę dziewczynkę. Byli tacy szczęśliwi. Azusa znajdowała się
jakby w cieniu. Tak strasznie chciała być z tą rodziną, wyciągnęła błagalnie
wątłą rączkę i nagle ogień z kominka zaczął się rozrastać. Nagle pochłonął wszystko.
W pewnej chwili nastała ciemność. Głucha, czarna i pusta ciemność, nicość.
Amelia otworzyła oczy. To był tylko sen. Sen z przeszłości. Jakim cudem będąc
dzieckiem zarejestrowała tamte informacje? A może to ta kraina, która ją
otaczała ma z tym coś wspólnego? Może to ten mały kotek, którego głosik usłyszała?
Dziewczynka podniosła głowę i spojrzała przed siebie. Jej oczom ukazał się niezwykły krajobraz. Tuż
za wyjściem z tunelu była niezwykła kraina. Na drzewach siedziały czarne
wiewiórki. Po niebie latały mewy o popiołowym kolorze. Można było także
gdzieniegdzie dostrzec czarnego motyla. Mimo tego wszystko było przepiękne.
Słońce miało kolor różowo- złoty a woda płynąca z oceanu była srebrno-
amarantowa. Każde zwierze, które tam żyło miało ten sam kolor. Nagle Azusa
usłyszała znany, piskliwy głosik, z dołu.

-Kim jesteś?- spytała spokojnie
dziewczyna, kociątko
-To ty nie wiesz?- zaśmiał się
czarny urwisek i po chwili z krzaków wyszła chmara czarnych kociąt. Amelka
usiadła po turecku na środku i ze spokojem zaczęła głaskać i brać na ręce każde
zwierzę. Mimo zdziwienia jakie ją ogarniało była szczęśliwa. Na jej twarzy
pojawił się uśmiech. Nie bała się tej dziwnej sytuacji, wręcz przeciwnie.
Marzyła by ta chwila trwała wiecznie.
Zaczęła bawić się z kociątkami i
każdemu z nich dawać imię. Najbardziej polubiła tego kotka, który ją tu
przyprowadził. Stwierdziła, że on najbardziej przypomina ją. Stale siedział sam
i rzadne kociątko nie bawiło się z nim. Nazwała go Bambo. Gdy tylko
wypowiedziała to słowo w krzakach coś szepnęło. Nie usłyszała ona tego szptu, a
możliwe, że po postu go nie zrozumiała? Był on chyba wypowiedziany w obcym jej
języku.
Jak na rozkaz każde kociątko
odeszło od Azusy i grzecznie usadziło się w rządku pod drzewem. Został tylko
Bambo, lecz i tak siedział on tylko w pewnej odległości od bohaterki. Nagle z
krzaków wyszła duża, czarna kocica.

-Witajcie moje dzieci!-
powiedziała do kociątek ocierając się o każde z nich.- Witaj Amelio!- odrzekła
do dziewczynki, lecz ta zdziwiła się, po raz kolejny słysząc to imię.
Dziewczynka siedziała odrętwiała i zdziwiona tą sytuacją. Już po chwili jednak
wszystko zrozumiała...
<CDN...>
super, dawajcie dalej xD
OdpowiedzUsuń